wtorek, 22 maja 2012

Adrenalina

Po ataku padaczkowym, gdy leżałam bez sił i obolała na łóżku(to taki czas gdy stan psychiczny określa się słowem dolina), przypomniało mi się jak stałam pod biurowcem PŻB i tłumaczyłam J, że ja go bardzo przepraszam, przeze mnie nie wziął kanapek do pracy bo pokłóciliśmy się, przepraszam bo ja się zatrzymałam w ICZMP na OIOM-ie, przy łóżeczku naszego dziecka. Ja tam cały czas jestem i nie mogę ruszyć. Siedzę sobie na krzesełku, takim małym, i patrzę na strzykawki- z adrenaliną. Może najpierw jemu prosto w serce a potem sobie? Już na zawsze razem, bez bólu, w spokoju. Tylko odwagi brak...
Pamiętam taką tragedię- chyba w Szczecinie- matka najpierw utopiła w wannie swoją bardzo chorą córkę (miała też bodajże zespół Downa) a potem sama się powiesiła... nie wiem, czy wyjaśniono dlaczego to zrobiła. Ale ja się chyba domyślam. Wiem, jak ciężko jest patrzeć na tę bezbronną kruszynę, która nigdy nie będzie sobie zdawała sprawy, jaki ten świat jest okrutny i że choć mama bardzo chce nie zawsze będzie mogła ją obronić-choć ona tak bardzo ufa że mama zawsze obroni...
To co napiszę jest straszne-ale ja w tamtym momencie, gdy patrzyłam na te strzykawki, które mamiły ukojeniem- rozumiałam tę kobietę. Jej potrzebę uwolnienia się od dramatu.
Po co to napisałam? Bo może przeczyta to ktoś ze służby zdrowia,może wpłynie na to by już nie trzymać tych strzykawek, gotowych do reanimacji przy łóżku dziecka- bo takich jak ja, matek które pragną ciszy i ukojenia dla siebie i dziecka- jest więcej...

środa, 2 maja 2012

Samochód na kwiatki ( fantastycznie!)

Byłam tydzień w Kołobrzegu. Nie licząc wielu akcji z toksycznym rodzicem, to był bardzo udany tydzień, nawet niesamowity;-) Dlaczego? Otóż to był pierwszy pobyt który nie upłyną pod znakiem żalu i znicza. Widziałam się z koleżanką ze szkoły - kiedy siedziałam u niej przed domem, na ławce, w trampkach- czas mi się cofnął o jakieś 10 lat... Wróciły super wspomnienia ze szczeniackich lat...
Rozwaliłam też kolano;-) Wielki czerwono-granatowy siniak- taki jakie miałam gdy za gówniarza wywalałam się na rowerze;-) Byłam zachwycona! Pierwszy raz od wielu lat pobyt w Kołobrzegu kojarzył się z dzieciństwem, okresem dojrzewania i fantastycznym czasem kiedy największym zmartwieniem była pała z fizyki....
Odmłodniałam o 10 lat, nabrałam świeżości, przestałam myśleć Zefir- Jarek a zaczęłam Zefir- moja rodzina.

Przy grobie mojego dziecka jest przykręcony na śruby do betonowej belki samochód-ciężarówka. Na jej naczepie rosną kwiatki. Postanowiłam, że czas kupić nowy, bo ten jest już wyblakły od słońca i deszczu. Odkręcenie starego i przykręcenie nowego auta jest trochę skomplikowane i wymaga siły. Kiedyś zadzwoniłabym do Jarka i poprosiła/kazała żeby to zrobił, bo"to też Twoje dziecko". Teraz poprosiłam o to mojego męża. To było moje dziecko, on jest moim mężem- jesteśmy rodziną. To tak, jak by moje wspomnienie o Zefirku było też jego wspomnieniem.
Nie potrzebuję już Jarka, by czuć że Zefirek był, że go sobie nie wymyśliłam. Wtedy, kiedy się gubię zapewnia mnie o tym moja rodzina.