sobota, 26 listopada 2016

Płynąć z falą

Ostatnio staram się żyć tak, by nie zamartwiać się na zapas. Żeby poddać się przeznaczeniu, przyszłość jest nieunikniona i nie mogę się jej bać. Szkoda nerwów na coś, co i tak się wydarzy. To jest bardzo trudne. Co chwilę gdzieś dopada lęk, czasem tak bezsensowny, że wstyd się przyznać. Np wczoraj znalazłam awizo w skrzynce. Mąż mi mówił że nie ma sensu jechać na pocztę bo na pewno nie będzie, ale się uparłam "bo będę się denerwować". I miał rację. Teraz muszę czekać do poniedziałku, i zgodnie z tym co sobie założyłam, staram się tym nie denerwować. To bardzo trudne gdy w głowie pędzą mi myśli: a może to Inea? a może Rzecznik Praw Pacjenta? Albo ZUS? I wymyślam tysiąc planów, co zrobię gdy to będzie list od .... i będzie niepomyślny. Sama sobie tłumaczę, że moje nerwy sytuacji nie zmienią. Tylko jak przekonać samego siebie? Tym bardziej mnie to dziwi, że takimi bzdurami się zadręczam, bo straciłam dziecko i to jest PROBLEM, reszta to jakieś pierdoły. A więc spróbuję płynąć. Z falą. Czasem dobrze jest nie mieć nad czymś kontroli.

Będzie dziecko

w mojej rodzinie. Moja siostra bliźniaczka jest w 12 tyg ciąży. Bardzo się ucieszyłam gdy się dowiedziałam, ale cały czas czuję gdzieś tam we mnie przyczajoną panikę. Bo co jeśli ona też urodzi dziecko z Downem? Przed każdą wizytą u lekarza przypominałam że ma powiedzieć jej że jej siostra bliźniaczka pierwsze dziecko urodziła chore, pilnowałam kiedy ma badania genetyczne. Ryzyko wystąpienia wady u jej córeczki (tak to dziewczynka!) wynosi 1:64 tysięcy. Bardzo niskie. Ale nadal się boję. A co jeśli coś się wydarzy przy porodzie? Nie potrafię tego strachu ogarnąć.

czwartek, 17 listopada 2016

Najtrudniej

Gdy pojadę na cmentarz ( a mam w tej chwili 270km do przebycia), usiądę sobie na ławce to tak jak by czas przestał płynąć. Tam naprawdę przyjemnie się siedzi, bez względu na pogodę. Tam zaklinam rzeczywistość i boli jakby mniej, tam też łzy płyną swobodnie,tak że aż zanoszę się od płaczu i potem jeszcze długo przestać nie mogę. Ale lubię to. To bardzo oczyszczające: wywalić z siebie żal i ból i potem przez cały kolejny rok żyć. Ale przychodzi ten moment, gdy trzeba odejść. Wstajesz z ławki, stoisz i przeciągasz ten moment. Bo najtrudniej jest się odwrócić i odejść. A jak już to zrobisz to jeszcze kilka razy się oglądasz. Czujesz że go zostawiasz. Jest Ci przykro a ten żal miesza się z poczuciem winy. Odwracam się od Ciebie. Zostawiam Cię. I serce się rozdziera jak wtedy gdy powiedzieli "przykro nam, ale dziecko zmarło". I wiesz że już go nie zobaczysz. Dlatego postanowiłam że przeniosę go bliżej, tu gdzie mieszkam.Bólu rozstania nie zmniejszę ale będę mogła siedzieć na ławce częściej, wtedy gdy będę chciała.

środa, 16 listopada 2016

Ile mnie tu nie było!!!

Ile mnie tu nie było... Nie czytałam wcześniejszych postów. Już nie mogę. Próbowała, ale jest w nich tyle bólu, że zastanawiam się jak ktoś w ogóle mógł to czytać? To strasznie ciężkie. W moim życiu zmieniło się wiele: adres zamieszkania (mam dom na wsi), praca, Pola ma prawie 7 lat (!)a ja spokój w sobie. Przez większość czasu, ofkors. Łzy na wspomnienie Zefirka pojawiają się już tylko w okolicach 1 listopada, jego urodzin i daty śmierci. Choć przyznam się że w zeszłym roku zapomniałam o 5 marca. Przypomniało mi się kilka dni później. Ale nie miałam do siebie żalu, raczej ulgę poczułam. Bo to znaczy że nie patrzę już wstecz, jestem skoncentrowana na przyszłości. Chyba jestem inną osobą.