środa, 2 maja 2012

Samochód na kwiatki ( fantastycznie!)

Byłam tydzień w Kołobrzegu. Nie licząc wielu akcji z toksycznym rodzicem, to był bardzo udany tydzień, nawet niesamowity;-) Dlaczego? Otóż to był pierwszy pobyt który nie upłyną pod znakiem żalu i znicza. Widziałam się z koleżanką ze szkoły - kiedy siedziałam u niej przed domem, na ławce, w trampkach- czas mi się cofnął o jakieś 10 lat... Wróciły super wspomnienia ze szczeniackich lat...
Rozwaliłam też kolano;-) Wielki czerwono-granatowy siniak- taki jakie miałam gdy za gówniarza wywalałam się na rowerze;-) Byłam zachwycona! Pierwszy raz od wielu lat pobyt w Kołobrzegu kojarzył się z dzieciństwem, okresem dojrzewania i fantastycznym czasem kiedy największym zmartwieniem była pała z fizyki....
Odmłodniałam o 10 lat, nabrałam świeżości, przestałam myśleć Zefir- Jarek a zaczęłam Zefir- moja rodzina.

Przy grobie mojego dziecka jest przykręcony na śruby do betonowej belki samochód-ciężarówka. Na jej naczepie rosną kwiatki. Postanowiłam, że czas kupić nowy, bo ten jest już wyblakły od słońca i deszczu. Odkręcenie starego i przykręcenie nowego auta jest trochę skomplikowane i wymaga siły. Kiedyś zadzwoniłabym do Jarka i poprosiła/kazała żeby to zrobił, bo"to też Twoje dziecko". Teraz poprosiłam o to mojego męża. To było moje dziecko, on jest moim mężem- jesteśmy rodziną. To tak, jak by moje wspomnienie o Zefirku było też jego wspomnieniem.
Nie potrzebuję już Jarka, by czuć że Zefirek był, że go sobie nie wymyśliłam. Wtedy, kiedy się gubię zapewnia mnie o tym moja rodzina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz