środa, 5 października 2011

Pogrzeb

Dnia, w którym odbył się pogrzeb mojego dziecka nie zapomnę nigdy.
Trumienka w kaplicy była otwarta, włożyłam do niej smoczek, pieluszkę, i zabawki, pluszowego dalmatyczyka od mamy jarka, ubijałam pięścią, bo nie chciał się zmieścić.
Była cała rodzina, przyjechała moja klasa z wychowawczynią i nauczycielem od fizyki (chodziłam do liceum wtedy), i jeszcze gapie, czekający na sensację ( może rzuci się za trumną?). Pamiętam że nie dali mi się z nim pożegnać, mama z ojcem mnie ciągnęli nie wiem gdzie i nie wiem po co, może bali się że nie pozwolę zamknąć trumny? Gdy go całowałam zauważyłam że zaczyna mu gnić nosek, pomyślałam wtedy "już czas". Jarek niósł trumienkę do grobu, niósł tak jak nosi się małe dzieci, główka wyżej niż nóżki. Potem mi powiedział, że była dla niego bardzo ciężka... Stałam z tatą, nogi mi się uginały od leków uspokajających, jak przez mgłę pamiętam, kilka osób bardzo rozpaczających, które nigdy nie były dla mnie zbyt bliskie.
Kondolencje składała mi moja wychowawczyni, na ucho mi powiedziała że wie co czuję, bo straciła córkę. Nigdy nie zapomnę jej szlochu.
Poczułam ulgę, że już go pochowaliśmy. Że w końcu ma spokój.
Na stypie mój tata pił wódkę z dziadkiem i jeszcze kimś nie pamiętam, jak wracaliśmy do domu prosiłam go żeby nie pił już piwa po drodze, zwyzywał mnie w sklepie.
Wrócił do domu pijany, zrobił awanturę. Ja uciekłam, moja siostra dostała takiego napadu paniki że musiało przyjeżdżać pogotowie, pokazywali jej jak oddychać bo w tej panice traciła tę zdolność. Mama zaalarmowała babcię, kora razem z Jarkiem mnie szukała. Babcia na cmentarzu, Jarek jeździł po D. i pytał czy ktoś mnie nie widział. Jakaś dziewczyna mu powiedziała że poszłam w kierunku torów. Dopiero na drugi dzień mi powiedział, jak bardzo się bał że nie zdąży.
Poszłam do koleżanki. Moja mama obdzwaniała znajomych i mnie znalazła. Jarek po mnie przyszedł. Wróciłam do domu jak już było po wszystkim.
Tak mnie wspierali rodzice.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz