niedziela, 8 stycznia 2012

Moje drzewo

Ostatnio przychodzi takie otrzeźwienie, mogę w miarę obiektywnie i przejrzyście, bez żadnych emocji ocenić swoją przeszłość. Nazwać emocje, przyznać się do pewnych zachowań. Myślę że to jest takie preludium do zamknięcia pewnego działu. Tak wiem, bardzo późno. Lepiej tak niż wcale. Niestety nie jest to czas wolny od dylematów, niepewności.
  I tak na przykład ja często zapominam że Jarek mnie skrzywdził. Traktuję go jak znajomego, ot tak, zapominam że "od dziś jesteś moim wrogiem, ja twoim wrogiem". Bardzo często o tym przypomina mi moja przyjaciółka Ania. Zastanawiam się, czy to źle? Powinnam nienawidzić do końca życia? Zresztą to nie jest tak, że ja nie pamiętam. Istotnie, ja zapominam gdy jestem tu, w Poznaniu. Przez telefon rozmawiam z nim taka zadowolona, wyluzowana. Ale jak tylko zobaczę go w realu, w atmosferze Kołobrzegu, jestem spięta, przyjmuję postawę obronną. Bo to już nie jest "ten" Jarek. Ten obecny kojarzy się z krzywdą. Ten z którym rozmawiam przez telefon jest "dobry". Bo już tak mamy, my, kobiety, że idealizujemy byłych partnerów.
Zaczęłam też tak z perspektywy czasu oceniać ten związek pod względem wiekowym. Ja miałam 16 lat on dobiegał do trzydziestki.... i chyba rację ma mój mąż że to nie było do końca takie naturalne... i na tym pozostawię ten komentarz.
  Dziwię się też osobom, które nas otaczały że żadna z nich nawet się nie zająknęła o tym, że ten związek nie miał szans. No bo nie miał, przy takiej różnicy wiekowej na tym etapie rozwojowym żeńskiej części tego teamu. A może dawali  znać? Tylko ja byłam tak ślepa?

 Kiedy ja chodziłam w ciąży on tyle razy dawał mi odczuć że jest nieodpowiedzialny [impreza w porcie po której zniknąl na trzy dni, potem mi powiedział że się spił i nie pamięta czy się przespał z jakąś kursantką czy nie bo miał rozpięty rozporek (nota bene miały one po 15 lat) a tymi informacjami raczył dziewczynę w zagrożonej ciąży 4 dni po szpitalu. I jeszcze:"Jarek musimy jechać do szpitala, dziecko się nie rusza" "ale ja się z chłopakami w porcie umówiłem"] więc nie wiem na co ja jeszcze potem liczyłam?


Zapewne to wszystko miało jakiś sens, wydarzyło się "po coś". Jeszcze tylko tego nie odkryłam. Ale mam jeszcze czas. Dopiero zaczynam to sobie układać, godzić się z tym. Kiedyś psycholog mi powiedział, że przeszłość jest jak drzewo: można schować się w jego cieniu lub wejść na nie i zobaczyć co widać na horyzoncie. Ja właśnie wdrapuję się na moje drzewo;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz