niedziela, 6 listopada 2011

Tak mi przykro

Już po pierwszym listopada. To był bardzo ciężki dzień dla mnie, jak co roku, od 6 lat.
Jest to normalne, nikogo nie dziwi mój nostalgiczny nastrój. Ale w tym roku towarzyszyło mi coś jeszcze: żal.
Bo nie było J. Ani nikogo z jego rodziny.
W taki dzień jak ten, bardzo go potrzebuję, mimo tej krzywdy którą mi wyrządził. I on o tym wie. A jednak nie przyjechał. Bo bolało go gardło. Nikt z jego rodziny też się nie pojawił, ani babcia Zefirka, ani ojciec chrzestny Zefirka. "Bo wiesz, mój brat ma dwoje dzieci, jak on ma tam jechać..."
Cmentarz oddalony od miejsca zamieszkania brata o 13 km, piękna pogoda, ciepło-pierwszy raz tak od 26 lat.
"Marta (żona brata), przyjechała bo miałem znicze na cmentarz( dla cioć i wujków, może dziadków)..."
Gdzie masz znicze dla syna?
Gdy wieczorem poszłam na cmentarz, sama, chciałam być tam tylko z synem, w końcu to jego święto, zrobiło mi się tak strasznie przykro, bo miało mnie nie być(w D.), i gdyby tak się stało to żadnego z rodziców nie było by  u tego dziecka... I że jestem tam bez jego ojca. Że nie ma J. A tylko dzięki niemu w taki dzień jak ten, upewniam się że Zefirek był, że sobie go nie wymyśliłam. Że J. wie, jak bardzo mi zależy na tym, by był przy grobie syna, w ten jeden dzień, bo jest mi to winny. Tak, tak uważam. Że jest mi to WINNY. Za te wszystkie krzywdy, które mi wyrządził. Ja mu wybaczyłam, ale nie zapomniałam. I naprawdę go lubię, choć mój mąż do dziś naprawia to, co on zniszczył. Ale taki jest Jarek, wszyscy go lubią. Nie proszę go o wyczyn ponad siły, proszę tylko by celebrował ze mną ten dzień, bo jestem w rozsypce i tylko on może mnie poskładać, bo Zefirek to połowa jego i połowa mnie, to tak jak bym na chwilę odzyskała swoje dziecko, wtedy wspomnienia powracają ze zdwojoną siłą, łaknę tych wspomnień, bo pamięć ludzka jest zawodna i bardzo się boję że kiedyś zapomnę, tak jak J zapomniał...
A może to jest ponad jego siły? Może źle go oceniam?
Stało się. Szlochając, zalewając się łzami napisałam mu, że powinien tu być ,że nawet nie zapytał czy ma kupić kwiatka czy może świeczkę? Że z góry założył że ja się wszystkim zajmę... Że to kolejne święto kiedy go nie ma...
Że miał tylko jednego syna..
Zabawne, ale to czy J. jest na cmentarzu czy go nie ma, to taki barometr jego uczuć. Jak jest kobieta, nie ma go na cmentarzu, jak nie ma kobiety-jest na cmentarzu.
Pewnie się mylę, ale tak to odbieram, bo jestem poraniona.
Jestem rozgoryczona. Zawsze tej nocy, przy grobie mojego dziecka, przypomina mi się jak bardzo mnie skrzywdził.
Że to NIE TAK MIAŁO BYĆ.

Teraz realizuje swoje potrzeby ojcowskie jako tatuś dwóch dziewczynek koleżanki.
Zapewne do czasu, gdy pozna kolejną miłość na całe życie. Zniknie.
I kolejne dwie duszyczki będą skrzywdzone.
Bo krzywdzenie innych, tak dobrze mu wychodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz