środa, 21 grudnia 2011

Zabawa w Boga

Oglądałam wczoraj Interwencję na Polsacie. Była przedstawiona historia chłopca z zespołem Downa, który zachorował na ciężką postać sepsy, lekarz występujący w reportażu mówił, że pierwszy raz spotkał się w swojej karierze z wyzdrowieniem przy tego typu zakażeniu. Bardzo się ucieszyłam, mój syn był Downiątkiem, czuję więź z dziećmi z ZD.
Ale w dalszej części programu okazało się, że nie ma nic za darmo. Otóż z powodu zakażenia do kończyn dziecka nie docierała krew, one obumierały. Jedynym ratunkiem była amputacja rączek i nóżek.
Przeczytaliście?
I wszystko wydaje się jasne, trzeba odcinać, byle ratować. To takie oczywiste!
Ale czy na pewno?
Decyzję o tym, czy już chore dziecko, któremu nie jest i nie będzie nigdy łatwo ( "ty Downie!!!!"), uczynić jeszcze dodatkowo kaleką, czy może pozwolić umrzeć i potem żyć z tą świadomością do końca życia, lekarze pozostawili rodzicom...
Przeżyłam tragedię, wiem jak się czuli Ci rodzice gdy dowiedzieli się że ich syn ma Downa, wiem jaki czuli strach walcząc z zakażeniem (sepsa zabiła moje dziecko),ale nie potrafię sobie wyobrazić co czuli, czują nadal, biorąc na siebie odpowiedzialność Boga...
Wyobrażam sobie, jak ci rodzice patrząc codziennie na swojego syna, zastanawiają się, czy to był dobry wybór. Kiedy widzą, jak cierpi podczas rehabilitacji, kiedy wiedzą że nie ma pieniędzy na leczenie...
Oni wybrali jego życie. Dobry wybór? Nie wiem. Wszystko zależy od tego, jaka jakość tego życia będzie (jak się mierzy jakość życia?),czy rodzice będą mieli siłę walczyć, i  oczywiście od samego dziecka...
Ja nie miałam wyboru. Śmierć sama wybrała. Ale do dziś się zastanawiam czasem, czy mogłam coś zmienić, czy zrobiłam wszystko, by go ratować?!!
Kiedy widzimy umierające dziecko, które cierpi, to żadna decyzja chyba nie jest dobra...
Jednak pamiętam taki moment, leżałam w toalecie pod ścianą, powiedziałam do J. że ja już nie mogę patrzeć na jego męki, że mu igły wbijają w brzuszek a on, mimo śpiączki roni wtedy łzy, że ja już wolę żeby on umarł, byle tylko nie cierpiał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz