wtorek, 20 września 2011

Pokonałam

Do dziś, po śmierci Zefirka, gdy myślę o tym wszystkim co mu robiono,by go wyleczyć, te nakłucia, wenflony, igły to płaczę. To nie jest tak, że się nakręcam, po prostu w najmniej spodziewanym momencie przychodzi taka myśl i ból- fizyczny ból serca... Że byłam tą, na którą liczył, która powinna mu pomóc, tą, od której oczekiwał że będzie go chronić przed tym bólem, ale ja byłam tą która go trzymała gdy wkłuwali igłę... Czy tak małe dziecko może czuć, że nie taka powinna być mama? Czy mógł czuć, że zawiodłam jako matka? Bo nie rozumiał na pewno, że wybierałam mniejsze zło. Dziś wiem,że wybierałam źle, bo umarł z tymi cholernymi igłami... Żył w ciągłym bólu, z odrobiną matczynego bezpieczeństwa, bo przecież za chwilę go trzymała by mogli wbić... a mogłam mu dać znacznie więcej...
Teraz mnie nakłuwają. Dzielę z nim ten strach. W przeszłości, w innym wymiarze, bo wieżę że taki istnieje.


Pokonałam kolejną barierę która powstała po śmierci Zefirka. To już wspomniana punkcja. Ja bardzo się jej bałam i jak opętana przez cały tydzień poprzedzający zabieg, próbowałam poczuć ten strach który On czuł.
Ja-bałam się punkcji. On- bał się punkcji- przecież nie miał takiej świadomości jak ja, że to dla jego dobra, odbierał to jako krzywdę którą mu wyrządzano,bał się tego, gdzie jest mama? miał ją dwa razy. Może za drugim razem bał się już tylko bólu, i nie wiedział dlaczego mama ZNÓW na to pozwala? Czy tak małe dziecko potrafi to tak czuć?
Zrobiono mi punkcję. Przeżyłam.Teraz już wiem synku. Kocham Cię;-*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz