czwartek, 1 września 2011

Uczuciowa kaleka



Posprzątałam i przemeblowałam cały pokój, by nie kojarzył mi się ze wspólnie spędzonymi chwilami. Przyszła do mnie mama, widziała jak jest mi ciężko powiedziała, że boi się, że przestanę chcieć żyć. Wiedziała, że otrząsnąć się „ze śmierci” Zefirka, chciałam tylko ze względu na Niego. Teraz już nie maiłam żadnego „względu”. Zapewniłam ją, że wszystko jest w porządku, że czasem tak się zdarza, że może jeszcze razem będziemy, że zagubiliśmy się w tym wszystkim, ale to się da naprawić, przecież tragedie umacniają związki, przecież ,co nas nie zabije to nas wzmocni, czy nie tak? Spałam spokojnie, aż sama się dziwię jak to możliwe, ale tak było. Dopiero następnego dnia rano poczułam, że ogarnia mnie panika i nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Wiedziałam, że moja siostra brała leki na uspokojenie, więc też je wzięłam. Ale nie jedną, i nie dwie, ale znacznie więcej. Nie pamiętam ile ich było, ale jedno wiem na pewno: nie chciałam odebrać sobie życia. Gdy zaczęły działać, poczułam się źle, powiedziałam siostrze, że chyba wzięłam za dużo i… i już nic więcej nie pamiętam, straciłam przytomność.
To, co się działo potem pamiętam jak przez mgłę. Mamę, która trzymała mnie za rękę i płakała, siostrę, która przez łzy mówiła: ”Aniu, ty miałaś padaczkę”, i tatę, który nie wiedząc jak ma mi pomóc biegał po całym mieszkaniu. Znów zemdlałam. Miałam przebłyski świadomości, wiem ,że przyjechało pogotowie, płukali mi żołądek, potem Oddział Intensywnej Terapii Medycznej, Oddział Psychosomatyczny. Diagnoza: ciężka depresja. Dopiero długo po tym zdarzeniu mama opowiedziała mi  jak się bała, i że była prawie pewna, że nie dowiozą mnie do tego szpitala żywej, że zadzwoniła do Jarka i jechali razem na izbę przyjęć, i że cała drogę płakała, że to właśnie to rozstanie mnie do końca załamało. Ja nie chciałam się zabić, ja chciałam przespać ten straszny czas, obudzić się jak już będzie po wszystkim, jak znów będziemy razem.
Odwiedzał mnie w szpitalu. Dostawałam tak silne leki, że nie mogłam się obudzić. Głaskał mnie po głowie, a ja nie mogłam zrzucić jego ręki, bo nie byłam stanie nawet otworzyć oczu. Ja nie chciałam się zabić. Ja chciałam przestać czuć.
W momencie, kiedy to się stało ja chodziłam już na terapię do psychologa. Miał mi pomóc w powrocie, do jako takiej równowagi psychicznej. Zaproponował terapię dla nas obojga, byśmy chodzili wspólnie. Jarek nie chciał. Więc terapeuta wpadł na pomysł, by mnie tylko odprowadził do drzwi, i jak On już nam otworzy to spróbuje go zachęcić do uczestnictwa w spotkaniu. Jarek nie chciał nawet podejść do drzwi.
Po tym, jak opuściłam szpital bardzo często mnie odwiedzał. Podejrzewam że miał wyrzuty sumienia, co mnie nie dziwi bo ja sama się starałam by je miał. Już sztandarowym był tekst „uczyniłeś ze mnie uczuciową kalekę”. Okropne, co? Pewnie że tak, ale ja naprawdę się tak czułam. Poza tym robiłam wszystko żeby przyjeżdżał jak najczęściej i patrzył, jak przemieniam się we wrak człowieka. Miałam ogromną satysfakcję że czuje się winny. Teraz, kiedy jestem starsza i bogatsza o pewne doświadczenia, pewnie plunęłabym mu w twarz i na tym by się skończyło. Nie pozwoliła bym żeby widział moje łzy, że tak bardzo mi na nim zależy. Wtedy tak niestety nie myślałam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz