Jesteście przed monitorami? Powiedzcie teraz do kogoś, kto jest obok Was "mam na obiad zupę ogórkową". W taki mniej więcej sposób Pani doktor z OIOM-u poinformowała nas o tym że 10 minut temu zmarło nasze dziecko. Zero emocji. Nie oczekiwałam płaczu, czy nawet żalu. Ale odrobina empatii by nie zaszkodziła.
Pamiętam, że gdy usłyszałam "proszę państwa bardzo mi przykro, niestety dziecko zmarło" tonem ogórkowej, to zaczęłam powtarzać "nie, nie ,nie" a potem... czarna dziura. Nie pamiętam co się działo, następne co pamiętam to to, że Jarek trzymał mnie w pasie bo się szarpałam i wciąż krzyczałam to cholerne "nie", ale to nie był taki zwykły krzyk, on był taki z środka, taki prawdziwy, uwalniający, taki... pierwotny? Potem jak już mnie puścił chodziłam jak kretynka wokół holu, powtarzałam "ale było lepiej, przecież było lepiej?" Bo nie przyszło nam do głowy że tuż przed śmiercią, w agonii zawsze się poprawia... Zjawiła się pielęgniarka z filiżanką herbaty i czymś na uspokojenie, bardzo się przydało bo Pani doktor za chwilę powiedziała "przecież mówiliśmy żeby się na to przygotować". Jak? No jak można się przygotować na śmierć własnego dziecka? Czego oczekiwała po tym że mnie uprzedziła? Że powiem aha, o której to się stało?
Pozwolono nam Go zobaczyć. Leżał taki śliczny, spokojny, w końcu bez tych rurek, kabelków, wenflonów... Miał na główce czapeczkę zieloną, w żaglówki, dzień wcześniej wieczorem mu założyłam bo miał główkę wyoliwkowaną, miał ciemieniuchę, moja wina, nie dokładnie myłam mu główkę, bałam się że jak trochę ją podniosę to odłączę mu respirator.Do dziś ją mam. Z tą oliwką. nie wyprałam jej. Jescze długo nim pachniała... Nie mogłam płakać, Jarek mógł ale nie chciał. Dusił się bo próbował powstrzymać szloch... Nakrzyczałam na niego," płacz, to nie wstyd, wyrzuć to z siebie". Poszliśmy. Nie wiem czemu tak szybko. Dziś bym zostało aż do momentu gdy po niego przyjdą, wtedy... nie wiem co wtedy sobie myślałam. Zapytaliśmy gdzie go zabiorą. Powiedziała nam pielęgniarka że przyjdzie dwóch panów z czarnym workiem. Zemdlałam.
Dziś już więcej nie mogę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz