sobota, 3 września 2011

Uprzejmy Pan

Do Poznania pojechałam tirem ze znajomym kierowcą z pracy-Robertem. Akurat miał trasę w tym kierunku, więc zgodził się mnie zabrać. Droga minęła nam szybko i przyjemnie, w stolicy wielkopolski byliśmy po zmroku. Uprzejmy Pan, u którego wynajmowałam pokój uprzedził, że troszkę się spóźni, więc poszłam do osiedlowego sklepiku zrobić zakupy na kolacje. Gdy miałam już to ,czego potrzebowałam ,wybrałam się na spacer by poznać okolicę. Ponieważ czas mi się dłużył, postanowiłam odwiedzić koleżankę, która studiowała w tym mieście. Gdy siedziałam już w taksówce, zadzwonił kolega Grzegorz, który również był kierowcą tira, by zapytać czy już się rozpakowałam i czy może się wprosić na kawę. Z kolegą oczywiście. Zapewniłam go, że serdecznie zapraszam. Gdy teraz to wspominam, to tak sobie myślę że głupi ma zawsze szczęście.
Chwilę po tym jak dojechałam do akademika "Jagienka", zadzwonił Uprzejmy Pan, że już jest w domu i czeka na mnie. Ponieważ byłam już zmęczona (i umówiona), pożegnałam się z koleżanką tak samo szybko jak przywitałam, z powrotem wsiadłam do taksówki i pojechałam rozpakować walizki.

Pierwszy szok, jaki przeżyłam w Poznaniu był związany z brakiem możliwości kupienia biletu w autobusie. Drugi, z bardzo długim oczekiwaniem na taksówkę. Trzeci, z Uprzejmym Panem, który drzwi otworzył mi w... ręczniku na biodrach. Gdyby był to młody, wysportowany blondyn, przemawiający głosem Bogusia Lindy, to naprawdę była bym przeciw a nawet za!;-) Tymczasem stanął przede mną mężczyzna w wieku około lat 70, witający mnie skrzekliwym "witam,jaki ładny ma Pani biust!". Już wtedy powinnam brać nogi za pas, ale ja, młoda i naiwna dziewczyna z Pomorza pomyślałam, że pewnie chciał być miły a przy tym "trendy" no i trochę mu nie wyszło. No nic. Weszłam do środka a tam- o dobry Boże!-syf, kiła i mogiła: lepiące się szafki, brudna podłoga, mnóstwo nieumytych naczyń w zlewie. A mój pokój? Był zrobiony ze starej łazienki, było w nim jedno okno, bardzo malutkie i zakratowane. Znajdowała się tam jedna szafa, pamiętająca jeszcze Gierka, z ogromną dziurą, tak jak by trafił w nią pocisk. W kącie stał rozkładany fotel, tak wąski, że chyba bym się w niego nie zmieściła. I to by było na tyle jeśli chodzi o wyposażenie. Uprzejmy Pan, z miną amerykańskiego milionera, oprowadzał mnie po swych "włościach", wyjaśniając zasady " naszego współżycia". A więc: ponieważ prysznic był w tym samym pomieszczeniu, co wanna, a zdarzyło by się tak, że chciała bym skorzystać z niego w momencie, gdy Uprzejmy Pan siedziałby w kąpieli, to mam się nie krępować, mogę wejść i się "prysznicować". Marzy mi się pobiegać na golasa po mieszkaniu w czasie kiedy on jest obecny?Żaden problem. Jemu osobiście to nic a nic nie przeszkadza. Jest tylko jedna zasada: nie wolno mi zamykać pokoju na klucz. No i tej nocy będą otwarte na szeroko, bo tak jest bezpieczniej, bo jak bym się czegoś przestraszyła to On od razu mi pomoże. Po wysłuchaniu tego wszystkiego wpadłam w panikę. Wiedziałam już, że nie mogę tam zostać. I właśnie wtedy zadzwonił kolega "od kawy". Starałam się normalnie z nim rozmawiać, ale i tak wyczuł ze coś jest nie tak.
- Ania, co się dzieje?
- Nic.
-Pytam się Ciebie. Co tam się dzieje? Coś Ci zrobił? Słyszysz mnie? Co on ci zrobił?
-Nie mogę ci powiedzieć.
-Ania..
- Nie mogę Ci powiedzieć ( zaczynam płakać)
- Czy Robert wie gdzie jesteś?
- (cały czas płaczę) Tak.
- Ok. (przerwane połączenie)

W tym czasie próbowała dodzwonić się do mnie mama. Gdy już się jej to udało, tak jak Grzegorz od razu zorientowała się, że coś jest nie tak. Przez łzy opowiedziałam jej o mieszkaniu, jego właścicielu,i rozmowie z Grzesiem.Była przerażona, kazała mi stamtąd uciekać i wracać do domu. Brzmiało to bardzo rozsądnie, tylko jak to zrobić, jeśli już jest późna noc?
Gdy zakończyłam rozmowę z nią,mój telefon odezwał się ponownie. To Robert dzwonił, powiedział mi o awanturze, którą zrobił mu Grzesiek o to, że jak mógł ze mną nie poczekać i zobaczyć, kim jest ten facet, że wziął kumpla i jadą z Kotlina tirem po mnie. A jednak głupi ma szczęście...

Jeszcze kilkanaście razy odbierałam połączenia telefoniczne, to Grzegorz na zmianę z rodzicami wydzwaniali do mnie, by dowiedzieć się jak wygląda sytuacja i dać wskazówki, co mam robić dalej. Pierwszą rzeczą która musiałam zrobić, to uciec z tego mieszkania. Wyczekałam moment, kiedy Uprzejmy Pan poszedł do toalety, zabrałam z jego pokoju klucz do drzwi wejściowych (tak,tak, zamknął je a klucz schował), wyniosłam swoje torby i uciekłam na stację paliw po drugiej stronie ulicy. Tam spokojnie czekałam na moich wybawców. Tymczasem oni przez telefon naradzali się z moimi rodzicami, czy mają mnie zabrać ze sobą na noc do Kotlina a rano odwieść do domu, czy ulokować gdzieś w Poznaniu, i... co zrobić Uprzejmym Panem? Bo to, że coś zrobić trzeba nie podlegało żadnej wątpliwości. Stanęło na tym, że zawiozą mnie do koleżanki w akademiku, bo przecież ja następnego dnia miałam spotkanie w sprawie pracy, a od właściciela- zboczeńca zabiorą moje pieniądze i jak będzie trzeba dadzą mu w gębę.
Nawet nie potrafię opisać, jaką ulgę poczułam , gdy zobaczyłam jak na cpn  wjeżdża tir. Moi wybawcy! Uściskali mnie,wpakowali do auta, a sami poszli do Uprzejmego Pana. Otworzył im ubrany w garnitur (ponoć miał też krawat), i z wielkim oburzeniem zapytał, jakim prawem nachodzą go o tej porze? Grzegorz przedstawił się jako mój mąż i... i tylko tyle wiem, bo nic więcej powiedzieć nie chcieli. Faktem jest, że odebrali moje pieniądze. Do dziś jestem im wdzięczna za to, co dla mnie zrobili.

Tak więc stałam się bezdomna. Koleżanka z "Jagienki", Małgosia, powiedziała że pierwsza stancja jest zawsze pechowa i dopóki nie znajdę czegoś, mogę mieszkać z nią i jej narzeczonym, Pawłem. Ucieszyło mnie to, choć nadal się martwiłam jak ja w ciągu kilku dni znajdę lokum, które będzie się nadawało na dom dla mnie? I w tym miejscu muszę znów przytoczyć, że "głupi ma zawsze szczęście".




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz