poniedziałek, 26 września 2011

List w czasie terapii

Chodziłam do psychologa. Pani mi powiedziała, że mimo tego iż mieszkam w Poznaniu, Jarek wciąż siedzi mi na plecach i chodzi ze mną po bułki do sklepu. Kazała napisać list. Oto i on:
Jarku B.
Zostawiasz mnie. Miłość na wieki okazała się jedną z wielu. Wyjaśnienie "coś zgasło" jest żadnym wyjaśnieniem. Raczej słabym kłamstwem, nawet żenującym gdyż zawsze myślałam że wykształcony mężczyzna ma odrobinę więcej polotu i wymyśliłby coś sensowniejszego, odpowiadającego jego ilorazowi inteligencji, np: "nasze poglądy dotyczące sfery życia rodzinnego są niekompatybilne". Można? Można. Ale tobie się nie chciało. Nie dość, że tym swoim "cosiem co zgasł", zabiłeś mi ćwieka na trzy lata to jeszcze masz czelność odwiedzać moich rodziców i  odgrywać przed nimi pokrzywdzonego tatusia. Hipokryto jeden! Przypominam, że to ty mnie zostawiłeś a nie odwrotnie. Gdybyś miał odrobinę kultury i taktu, już nigdy nie pokazałbyś się na oczy mnie i mojej rodzinie. Że co? Że przemawia przeze mnie nienawiść? A co ty myślałeś? Że kartki na święta będę ci wysyłać? Ok, przyznaję, nie biłeś mnie, szanowałeś- cud malina! ale w gnębieniu psychicznym byłeś mistrzem. Nikt z taką dokładnością i precyzją nie niszczył mojego poczucia własnej wartości. I z tego też powodu do słowa Szanowałeś powyżej, dopisz sobie cudzysłów. Nie twierdzę że jestem bez winy. Nie ma ludzi doskonałych, wszyscy popełniamy błędy. Choć nie uważam aby uzewnętrznianie uczuć było błędem w jakimkolwiek znaczeniu. Ale jeśli to moje uzewnętrznianie w jakiś sposób cię dotknęło, to przepraszam. Nie skrzywdziłabym cię celowo. Byłeś mi zbyt bliski. Wiesz co mi się wydaje? Że gdy dotknęła nas ta tragedia, i ja bardzo mocno to przeżyłam, całą sobą, dostrzegłeś, że nie jestem eteryczną nimfetką ale kobietą z krwi i kości. To tak jak na początku każdego związku: nie mieszka się razem i facet myśli, że ona jest idealna. Ale gdy się już do niego wprowadzi, to wychodzi na jaw że ona jest zwykłym człowiekiem który w nocy puszcza bąki. Wizerunek ideału padł. Wybacz porównanie, w stanie jakim piszę ten list nie przychodzi mi nic bardziej wyszukanego, ale moim bąkiem była śmierć Zefirka. Ty nie kochałeś mnie,tylko odrobinę dziecka, małej dziewczynki, która jeszcze wtedy, na początku, we mnie była.Niestety, ta tragedia sprawiła że bardzo szybko stałam się dorosłą kobietą... Co się tobie wydawało? Ze mnie sobie wychowasz? Kiedyś i tak bym dorosła. Oczywiście. W każdym z nas do końca życia jest odrobina dziecka. Ale tą odrobiną nie da się manipulować. A tobie to nie odpowiadało. Stąd ten "coś co zgasł"? Ja po prostu w przyśpieszonym tempie dorosłam.
Twoja decyzja, że to koniec, powaliła mnie z nóg. Już abstrahując od miłości i przywiązania do ciebie. W głowie mi się nie mieściło, że dorosły mężczyzna w konfrontacji z problemem, uporania się ze stratą części nas samych, dziecka, kapituluje i ucieka do mamusi pod spódnicę. Od kiedy cię poznałam, to zawsze imponowały mi twoja odpowiedzialność, stabilność osobowości, siła spokoju, samozaparcie w dążeniu do celu- byłeś dla mnie na wskroś męski. Byłam dumna, że mam takiego faceta. Czułam się bezpiecznie. Tymczasem okazało się, że z naszej dwójki najbardziej męska jestem ja. Straciłam wiarę w ciebie, straciłam wiarę we wszystko co się wokół mnie działo, bo jeśli coś tak stabilnego jak ty okazało się fikcją, to czemu z cala resztą miało by być inaczej?
Nie potrafię się zdecydować, czy żałuje że cie spotkałam czy nie. Nikt nigdy nie zadał mi tyle cierpienia co ty. Ale też nikt nigdy nie dał mi tyle szczęścia co ty, w postaci naszego syna. To dziecko, to chyba najlepsze co mnie spotkało z twojej strony.
Jesteś draniem wiesz? Czekam na dzień gdy zrozumiesz co czuje młoda kobieta tracąc w przeciągu 2 miesięcy dwie osoby, które kocha najbardziej na świecie, czekam na dzień gdy dosięgnie cie zasłużona kara a potem-potem idź do diabła.


 Ania


p.s: Wszystie zwroty do ciebie pisałam z małej litery-celowo.






A dziś? Cóż...
Chętnie piję z nim whiskey i gadam do rana.I wiem, że gdy kończy się miłość to zawsze ktoś z tej miłości wychodzi poraniony. I wiem,że jeśli kogoś naprawdę się kocha, to możliwe jest pozwolić na to, żeby ten ktoś układał sobie życie z kimś innym, jeśli z nami nie potrafi. I wiem, że możliwe jest, z maleńkim bólem w sercu, cieszyć się szczęściem tej osoby.

Twoje zdrowie, Jarku.
http://www.youtube.com/watch?v=QO9htDn91Go&feature=grec_index

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz