czwartek, 1 września 2011

Poznań


     Mam wolne, nie pojechałam do domu. Siedzę sobie w mieszkaniu w Poznaniu. Z lapka sączy się muzyka, która była na małym, śmiesznym urządzeniu przenośnym do komputera, ale nie wiem jak się „to” nazywa z racji tego, iż jestem informatyczne beztalencie. Nawet laptopa kupowałam jak kilo krakowskiej. Obejrzałam, jakie były i powiedziałam: „ten”, po czym uprzejmy pan zapakował zakup, powiedział ile się należy, zapłaciłam i wyszłam że sklepu.
No więc siedzę w mieszkaniu w Poznaniu. Ta muzyka, co się tak sączy, podpisana jest jako MUZA JANUSZA Z IRAKU, gdyż to owe urządzenie pochodzi z Ministerstwa Obrony Narodowej, miejsca pracy mojego wykładowcy. Tak w ogóle to bardzo Go lubię. Taki miły, starszy Pan. W kuchni na gazie stoi ryż i kotlet schabowy. Obiad będzie niskokaloryczny, bo na ostatnio robionych zdjęciach wyglądam jakoś tak grubo. Jeszcze po ciąży mi zostało. Muszę trochę schudnąć(cholera, mówię jak typowa baba, a zawsze się miałam za nie typową).
W Poznaniu siedzę o roku. To znaczy nie siedzę w mieszkaniu, bo czasem chodzę do pracy. I na studia. Zbieram się tu. A przynajmniej próbuję. Paradoksalnie to nie brzemię śmierci mojego synka ogranicza moje poczynania, ale wspomnienie jego ojca. Czasem zastanawiam się, czy to jest jeszcze miłość, czy jakaś blizna na szarej masie mojego mózgu, która w jakiś niepojęty sposób zawęża moje myślenie. Byłam wtedy taka młodziutka, może moja psychika była jeszcze nieukształtowana, delikatna jak mgiełka, a Jego, dorosłego mężczyzny, twarda jak skóra na byku, skoro On układa sobie życie a ja nie potrafię? A może mnie już nikt nie chce? Nie, to nie jest tak, że ja nie podobam się płci przeciwnej! Ostatnio przeżyłam mega romans, z zaje- fajnym facetem (wychodzi mi rumieniec) ale niestety, tylko romans…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz